ROBERT KRAWCZYK: NIE MOŻEMY LICZYĆ NA PRZYPADEK

Redakcja, Strefa Sportu PR4

2018-01-02

Kilka sekund dzieliło Roberta Krawczyka od medalu olimpijskiego w Atenach. Mistrz judo ostatnio był gościem Dariusza Matyji w Strefie Sportu radiowej Czwórki i opowiedział o swoich sukcesach, niespełnionych marzeniach, sytuacji w Polskim Związku Judo oraz szkoleniu przyszłych mistrzów judo w Belgii. Przedstawiamy fragmenty rozmowy dziennikarza Polskiego Radia Czwórki z byłym olimpijczykiem.

Robert Krawczyk: Już ponad cztery lata [mieszkam poza Polską]. Bardzo tęsknię [za krajem].

Polskie Radio 4: Trochę tych medali nazdobywałeś, a Krzysztof Wiłkomirski twierdzi, że jesteś najlepszym polskim dżudoką XXI wieku. Zgadzasz się z tą opinią?

RK: (śmiech) Krzysiek troszeczkę chyba przesadził, mamy naszych mistrzów, medalistów olimpijskich. Ja niestety byłem mistrzem Europy, mam medal z mistrzostw świata, o olimpiadę się otarłem. Znam swoje miejsce w szeregu i wiem, że nade mną są nasi mistrzowie, którzy są przykładem dla mnie i na moje nieszczęście oni też wyjechali za granicę i ten kontakt był sporadyczny. Pamiętam siebie jako dziecko, a moi idole pojechali w świat to zawsze szukałem informacji co robią i szukałem z nimi kontaktu.

PR4: Czy Twoim idolem był Waldemar Legień?

RK: Oczywiście, wywodzi się z mojego miasta, mojego klubu. Później miałem styczność z Januszem Pawłowskim, Pawłem Nastulą. To są dla mnie wielkie gwiazdy, wielcy mistrzowie, którzy byli wzorami do nasladowania.

PR4: Mistrzowie olimpijscy: Waldemar Legień, Paweł Nastula. Zazdrościsz chyba trochę, że wśród tych medali, które udało Ci się zdobyć zabrakło olimpijskiego krążka?

RK: Tak jest, to było marzenie, którego nie udało mi się spełnić. Moja droga mogłaby się potoczyć może inaczej, gdyby Ci moi mistrzowie byli w kraju, a nie gdzieś za granicą (śmiech). Oczywiście nie obwiniam nikogo, że nie udało mi się zdobyć medalu olimpijskiego, bo nie o to w tym chodzi. Oczywiście każdy pracuje na swój sukces. Jednak coś w tym jest, że Ci nasi mistrzowie gdzieś tam uciekli i to się rozmyło.

PR4: Jednak było blisko. Jak się przegrywa w turnieju olimpijskim pierwszą walkę i dalej nie walczy to człowiek mówi dobra, nie wyszło. Jednak jak się jest już w tej ósemce, gdzie brakuje jednego zwycięstwa do medalu, z jednej strony tak blisko, a z drugiej tak daleko…

RK: Dokładnie, jeśli się zna swoje możliwości, jest się blisko czołówki. Wie się, że potrafi się z nimi wygrać, że wygrywało się na innych imprezach. Wie się, że rzucało się ich na randori, wygrywało na różnych turniejach to czemu nie. Rzeczywiście, takie niespełnienie pozostaje. Jakoś spełniam się teraz w roli trenera. Muszę przyznać, że kiedyś to wyglądało dużo łatwiej, a teraz się okazuje, że to wcale nie jest takie proste. 

PR4: Jako zawodnik, jako dżudoka nie zdobyłeś medalu olimpijskiego ale już jako trener tak. Szkoda tylko, że nie dla Polski...
 
RK: No właśnie, szkoda, że nie dla Polski. Miałem przyjemność bycia w teamie trenerów, którzy wypracowali sukces tego zawodnika. Byłem w gronie trenerów, którzy zajmowali się nim, a jemu udało się zdobyć ten upragniony medal olimpijski. 

PR4: Czujesz, że ten kawałek medalu jest Twój?

RK: Bardzo malutki. Pracowałem z nim zaledwie trzy lata i oczywiście, na sukces składają się: praca trenera klubowego, przygotowanie motoryczne, a ja byłem tylko dopełnieniem tego wszystkiego. Bardzo się cieszę, że byłem częścią tego zespołu.

PR4: Były wybory na nowego prezesa Polskiego Związku Judo, wiele się mówiło, że jeśli wygra inny kandydat to przywróci Cię do kadry jako trenera. To prawda czy plotki?

RK: Tak, prawda, ponieważ dostałem klarowną propozycję od Krzysztofa Wiłkomirskiego objęcia kadry narodowej. Pozostałe oferty to były raczej zapytania i zachęcanie do spróbowania. Natomiast ze strony Krzyśka oferta była jasna i klarowna, a przede wszystkim była konkretna wizja, jak to ma wszystko wyglądać.

PR4: Przyszedł nowy prezes i co? Były jakieś propozycje?

RK: Został rozpisany konkurs i osobiście uważam, że jeśli zostaje rozpisany konkurs, to ktoś nie ma wizji na trenera. Jeśli chcemy coś zrobić, to wiemy jak to osiągnąć i budujemy odpowiedni do tego zespół. Nie możemy liczyć na przypadek, że ktoś nam się zapisze na ten konkurs lub nie. Ktoś się zgłasza, mamy to co mamy, a to wcale tak nie funkcjonuje. Jeśli ktoś wie, co chce osiągnąć, to dobiera sobie takich ludzi, z którymi to osiągnie, lub wie, że jest w stanie to osiągnąć. Tutaj natomiast mamy takie chodzenie we mgle. 

PR4: Jak widzisz swoją przyszłość trenerską: Belgia, Polska, a może zupełnie inny kraj?

RK: Nie ukrywam, że po igrzyskach olimpijskich tych propozycji było sporo, zwłaszcza zza granicy. Zdecydowałem się pozostać w Belgii, chociaż sytuacja jeszcze nie jest w pełni wyklarowana, mamy jeszcze pewne rzeczy do dogadania. Trudno na ten moment powiedzieć, czy wrócę do kraju czy będę trenerem za granicą.